Kilkanaście ostatnich lat przyniosło bardzo dynamiczny rozwój sportu spinningowego w Polsce. Motorem napędowym tej dyscypliny byli i są nadal wędkarze uprawiający spinning wyczynowo. To oni mają ogromny wpływ na rozwój coraz doskonalszego sprzętu, wypracowują nowe metody połowu oraz są pomysłodawcami nowych, coraz skuteczniejszych przynęt.
W ostatnich kilku sezonach „najmodniejszym” zawodniczym drapieżnikiem stał się boleń. Ta piękna ryba oprócz czysto sportowych i estetycznych doznań, dawała zawodnikom, tak pożądane przez nich wysokie wyniki punktowe. I zaczął się wyścig. Od początku (i do tej pory) najlepszymi boleniarzami byli spinningiści z nad Odry. Wrocław, Głogów, Nowa Sól, Sulechów, Krosno Odrzańskie, Słubice, Kostrzyn… co miasto to inna szkoła „rapowania”. To odrzańscy wędkarze zaczęli regularnie i to przez cały sezon łowić bolenie. O ich przynętach do dziś krążą legendy. Każdy miał swoje tajemne pudełko z woblerami robionymi własnoręcznie lub przez bliskiego przyjaciela z klubu. Sam widziałem dziesiątki takich przynęt. Od szkaradnych dziwadeł, nafaszerowanych ogromną ilością ołowiu do dopieszczonych cudeniek oklejonych naturalną skórą (razem z łuskami) uklei. Ja również wypracowałem sobie łowne boleniowe woblery. Produkcja takiej przynęty jest dość trudna. Boleniowe woblery muszą spełniać kilka podstawowych warunków. Wszystkie parametry tj. kształt i wielkość korpusu, rozmieszczenie i ilość obciążenia, kształt, miejsce i kąt wklejenia steru, wszystko to musi mieć swoje proporcje. Przynęty te przeznaczone są głównie do łowienia w ostrym, rzecznym nurcie, gdzie prowadzone są w bardzo szybkim tempie. Tylko perfekcyjnie dopracowane woblery podołają takim próbom. Produkcja takich woblerów to czasochłonna i misterna praca. Dlatego na cały sezon przygotowywałem zaledwie kilkadziesiąt przynęt głównie dla siebie i wąskiego grona przyjaciół.
Na każdych zawodach byłem zaczepiany przez kolegów, chcących kupić moje woblery, ale niestety odprawiałem ich najczęściej z kwitkiem gdyż po prostu nie dysponowałem taką ilością tych przynęt. Zauważyłem, że wielu z nich z tego powodu „patrzy na mnie krzywo”. Całe nieszczęście polegało na tym, że nie mogłem polecić żadnej innej przynęty dostępnej w wędkarskich sklepach. Po prostu nikt w kraju nie wytwarzał masowo woblerów boleniowych z prawdziwego zdarzenia.
Tą „białą plamę” na wędkarskim rynku postanowiła zapełnić firma „GLOOG”. Jej szef Jan Katarzyński, znakomity głogowski spinningista, poprosił mnie oraz mojego klubowego przyjaciela, Mariana Firleja o pomoc w zaprojektowaniu optymalnej boleniowej przynęty. Ponieważ Jasia znam od wielu lat, a produkowane przez niego woblery zawsze wzbudzały moje wysokie uznanie przystałem na tę propozycję. Ufałem, że z naszej współpracy powstanie wyjątkowa przynęta. „GLOOG” zaprojektował kilka korpusów o różnych kształtach. Wszystkie przetestowaliśmy i wybraliśmy optymalny. Rozmieszczeniem obciążenia zająłem się ja, korzystając z doświadczeń ze swoimi woblerami. Żmudne próby z kształtami, wielkością i kątem natarcia sterów to działka Mariana. Wspólnie opracowaliśmy wzory kolorystyczne. Liczne testy na Głogowskim odcinku Odry przekonały nas, że powstała przynęta nie mająca sobie równych do tej pory na rynku.
Cudowne dziecko „GLOOGa” otrzymało imię – HERMES.
Jego parametry to:
- długość 7 cm
- waga 12 g
- spłaszczony bocznie korpus sprawia, że daje się on prowadzić w iście ekspresowym tempie w silnym rzecznym prądzie
- umiejscowienie obciążenia doskonale stabilizuje wobler i w połączeniu ze sterem nadaje mu oszczędną „boleniową” akcję
- wobler nienagannie zachowuje się zarówno podczas ściągania z prądem jak i pod prąd
- niestraszne są mu nagłe zmiany prądów wody, czy zawirowania
- jego masa i umiejscowienie obciążenia, pozwala na wykonywanie bardzo dalekich i celnych rzutów.
- jego dużą zaletą jest również to, że spokojnie zachowuje się w powietrzu, a problem splątania się podczas lotu praktycznie nie występuje.
Osobiście mam ogromną satysfakcję, że przyczyniłem się do powstania tak unikalnej przynęty, jaką jest bez wątpienia HERMES.
Darek Mleczko
KS. „PERFEKT”
SULECHÓW